Oznaczenie, które chcemy zabezpieczyć na swoją rzecz w charakterze znaku towarowego na terytorium Polski, rejestruje się w Urzędzie Patentowym RP. Do tej pory, podczas procesu zgłoszeniowego Urząd badał, czy taki nowy kandydat na znak towarowy nie koliduje z wcześniejszymi oznaczeniami. W takim przypadku, zgłaszający miał określony termin na wypowiedzenie się na temat ewentualnej kolizji, a jeśli nie był zbyt przekonujący, Urząd wydawał decyzję odmowną. Od połowy kwietnia 2016 r. ten system ma jednak ulec zmianie.
16 kwietnia 2016 r. wchodzą w życie przepisy zmieniające ustawę Prawo własności przemysłowej, regulującą między innymi rejestrację znaków towarowych. Na mocy nowych przepisów w Polsce będzie obowiązywał system sprzeciwowy. System taki obecny jest aktualnie w rejestracji znaków wspólnotowych, w Urzędzie Harmonizacji Rynku Wewnętrznego (OHIM). W systemie tym urząd przyjmujący zgłoszenie nie bada kolizji zgłoszonego oznaczenia z rejestracjami wcześniejszymi, ale weryfikuje jedynie spełnianie przez zgłoszenie tak zwanych przesłanek bezwzględnych, a więc na przykład, czy dane oznaczenie może być w ogóle znakiem towarowym.
W systemie sprzeciwowym czujni muszą być jednak właściciele wcześniej zarejestrowanych praw. To oni mogą bowiem złożyć sprzeciw wobec rejestracji znaku, o którym sądzą, że narusza ich prawa wcześniejsze. Przedsiębiorcy radzą sobie z tym w różny sposób. Z pewnością skuteczną metodą jest zatrudnienie specjalisty takiego jak rzecznik patentowy, który będzie w imieniu przedsiębiorcy monitorował zgłaszane znaki.
Jednolity patent europejski to projektowany system ochrony własności przemysłowej w ramach Unii Europejskiej. Ideą stworzenia europejskiego patentu jest potrzeba wywoływania jednolitych skutków w państwach członkowskich, a w rezultacie zapewnia jednakowej ochrony przedsiębiorców we wszystkich państwach członkowskich. Właśnie ta jednolita ochrona skutkowałaby korzystnym wpływem na funkcjonowanie rynku wewnętrznego, przyczyniając się do bardziej efektywnej integracji.
Za wprowadzeniem jednolitego patentu europejskiego można znaleźć wiele argumentów zarówno przekonujących o jego korzystnym wpływie na współpracę międzynarodową jak również wskazujących na negatywne aspekty takiego rozwiązania. Najczęściej podnoszonym argumentem przemawiającym za patentem europejskim jest kwestia jednego postępowania zapewniającego ochronę w 28 państwach członkowskich w ramach UE, szybsze postępowanie, czy w końcu niższe koszty procedury. Oponenci przekonują, iż w ogólnym rozrachunku koszty wprowadzenia przedmiotowego rozwiązania będą jednak znacznie wyższe niż zakładane, ponadto zauważalne będzie faworyzowanie dużych koncernów kosztem małych przedsiębiorców.
W listopadzie 2014 r. rzecznik generalny Trybunał Sprawiedliwości UE wydał opinię, która może sugerować oddalenie sprzeciwu wniesionego przez Hiszpanię wobec jednolitego systemu patentowego. Zdaniem Hiszpanii, doszło w związku z projektem do dyskryminacji językowej. Chodzi o ograniczenie liczby języków używanych w systemie ochrony patentu europejskiego o jednolitym skutku. Jednym z początkowo planowanych, ale usuniętych w trakcie języków jest właśnie hiszpański. Zdaniem rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości, ograniczenie liczby języków używanych w systemie ochrony patentu europejskiego o jednolitym skutku jest właściwe i uzasadnione, bo obniży koszty tłumaczeń. Państwa członkowskie podjęły decyzję, że obowiązywać będą tylko trzy języki robocze: angielski, francuski i niemiecki.
Nie ma chyba przedsiębiorcy, który w swojej działalności nie używałby co najmniej jednego znaku towarowego. W przypadku, kiedy znak jest rzeczywiście jeden, w przypadku jego rejestracji nie ma żadnych wątpliwości co do tego, jakiej jego formie przysługuje nabyta ochrona.
Co jednak w przypadku, kiedy przedsiębiorca używa takiego samego znaku towarowego, ale w różnych wersjach kolorystycznych, na przykład dla różnych serii danego produktu? Do tej pory w polskim Urzędzie Patentowym wersję czarno-białą lub w odcieniach szarości. Ta wersja służyła również do ochrony wariantów tego znaku w różnych kolorach. Od połowy lipca 2014 r. praktyka Urzędu uległa jednak zmianie. Jest to następstwo przyjęcia w kwietniu 2014 r. wytycznych w zakresie ochrony znaków towarowych wypracowanych w ramach programu konwergencji koordynowanego przez unijny Urząd ds. Harmonizacji Rynku Wewnętrznego.
Do tej pory urzędy państw członkowskich Unii Europejskiej stosowały w kwestii szerokości zakresu ochrony znaków czarno-białych różną praktykę. Nowe wytyczne mają tę praktykę ujednolicić, tak, aby we wszystkich państwach ochrona znaków towarowych działała według takich samych zasad. Polski Urząd Patentowy również musiał się więc dostosować do unijnych wytycznych.
Od tej pory więc, jeżeli przedsiębiorca będzie chciał mieć chroniony znak towarowy w różnych wariantach kolorystycznych, będzie musiał zarejestrować każdy z nich jako oddzielny znak towarowy. Wiąże się to oczywiście dla przedsiębiorców ze wzrostem kosztów takiej ochrony. Tam, gdzie do tej pory musieli uiszczać tylko jedną opłatę, będzie ona musiała być zwielokrotniona w zależności od tego, ile wersji przedsiębiorca zamierza zarejestrować.
Takie ujednolicenie praktyki urzędów patentowych ułatwi jednak dochodzenie praw w przypadku udziału w sporze podmiotów z różnych państw Unii Europejskiej. Jak każda nowość, nowe zasady ochrony znaków czarno-białych mają więc swoje plusy i minusy.
Chiny są jednak z państw, w których najczęściej naruszane są prawa własności przemysłowej. 1 maja 2014 r. weszła w życie nowelizacja chińskiej ustawy o znakach towarowych. Nowelizacja ta zaostrza dotychczas obowiązujące przepisy, na korzyść podmiotów, których prawa są naruszane.
Zmiana przepisów zakłada między innymi podwyższenie odszkodowań za naruszenie znaków towarowych z 500 000 do 3 000 000 juanów (z około 80 00 do 480 000 USD). Co więcej, zgodnie z nowymi przepisami wysokość odszkodowania może być nawet trzykrotnie podwyższona, jeżeli naruszenie było poważne lub dokonane w złej wierze. W myśl nowelizacji, łatwiejsze będzie również zajęcie towarów oznaczonych podrobionym znakiem towarowym. Możliwe będzie również zajecie i zniszczenie urządzeń, które służyły do produkcji podrobionych towarów.
Zmiana przepisów miała także na celu przyspieszenie procedur związanych z ochroną znaków towarowych. Przykładowo, postępowanie dotyczące unieważnienia zarejestrowanego znaku towarowego ze względu na jego nieużywanie musi, według nowej ustawy, zostać rozpatrzone w ciągu dziewięciu miesięcy od dnia złożenia wniosku. Podobnie, rozpatrywanie zgłoszenia znaku towarowego również musi zmieścić się w dziewięciu miesiącach, zaś sprawa o unieważnienie rejestracji znaku towarowego z innych względów – w dwunastu miesiącach. Wniosek o unieważnienie może zaś od teraz zgłosić wyłącznie podmiot, który ma w tym interes prawny.
Nowelizacja ma na celu utrudnienie działań nieuczciwej konkurencji w zakresie znaków towarowych. Zmiana ta wprowadza jednak również inne rozwiązania, które niekoniecznie podobają się właścicielom znaków towarowych. Przykładowo, zgodnie z nowym prawem, znak towarowy, który przejdzie pozytywnie procedurę sprzeciwową, zostanie automatycznie zarejestrowany. Takie postępowania trwają latami, a podczas tego czasu zgłoszony znak naruszający cudze prawa może zyskać zdolność odróżniającą na rynku, co może stanowić argument, przez który sprzeciw upadnie. Pomimo to, ostatnia nowelizacja chińskiej ustawy o znakach towarowych jest w większości pozytywna i może pomóc chronić przedsiębiorcom ich znaki towarowe na pełnym podróbek chińskim rynku.
Hiszpański wymiar sprawiedliwości prezentował do tej pory dość liberalne podejście do ochrony praw autorskich. W razie sporu hiszpańskie sądy uznawały, że nie można usuwać ani blokować serwisów oferujących linki do materiałów chronionych prawem autorskim. Aktualnie jednak hiszpańscy politycy postanowili zamieszać w ochronie prawnoautorskiej w swoim kraju.
Rząd tego kraju wyraził zgodę na dokonanie poprawek w kodeksie karnym, które przewidują karę do 6 lat więzienia dla osób, które dla zysku ułatwiają dostęp do "pirackich" plików. Zmiany w dotychczas obowiązującym prawie obejmują kary dla osób czerpiących zyski z linkowania nie tylko w sposób bezpośredni, ale i nie bezpośrednio. Autorzy zmian ustawy mieli więc na myśli karanie zarówno osób uzyskujących dochód na przykład z reklam, jak i udostępniających linki do treści naruszających prawo autorskie.
Chiny od dawna są kojarzone jako miejsce wielokrotnych naruszeń praw własności przemysłowej. W piątek 30 sierpnia 2013 r. Pekin uchwalił nowe prawo znaków towarowych, aby rozprawić się z naruszeniami oraz zapewnić odpowiednie regulacje dla chińskich i zagranicznych właścicieli znaków towarowych.
Nowe prawo, które zacznie obowiązywać od 1 maja przyszłego roku, podnosi pułap odszkodowania za naruszenie znaku towarowego do 3.000.000 juanów (około 500.000 dolarów), na sześć razy tyle, co poprzedni limit. Nowa wersja ustawy została oparta na komentarzach ekspertów i przedstawicieli firm i agencji zajmujących się znakami towarowymi w Chinach i za granicą. Obecnie prawo ma traktować chińskich i zagranicznych przedsiębiorstw jednakowo.
Na podstawie poprawionej ustawy, podmiotom zagranicznym łatwiej będzie chronić swoje prawa w przypadku naruszenia. Ustawa przyjmuje też zasadę dobrej wiery w trakcie rejestracji i używania znaków towarowych. Naruszenie praw do znaków towarowych może zaś doprowadzić do wymierzenia kary o wartości pięciokrotnej wielkości sprzedaży wynikającej z nielegalnego wykorzystywania znaku towarowego. Nowe prawo ogranicza obowiązki posiadaczy znaków towarowych w zabezpieczaniu dowodów naruszenia. To sprawca naruszenia przekazuje teraz swoje księgi rachunkowe lub inne materiały do sądu. W przeciwnym razie kwota odszkodowania może być ustalona według kwot proponowanych przez właściciela naruszonego znaku towarowego.
Takie działania mogą zmniejszyć koszty procesowe dla posiadaczy znaków towarowych i zwiększyć je dla domniemanych naruszycieli. Nowe prawo mówi również, że chińskie kancelarie patentowe nie mogą obsługiwać podmiotów, o których wiedzą, że prowadzą oni działania naruszające cudze prawa do znaku towarowego. Kancelarie naruszające te przepisy mogą spodziewać się konieczności zapłaty grzywny.
Zmieniona ustawa zagwarantuje także właścicielom renomowanych znaków towarowych możliwość zablokowania rejestracji zbyt podobnego znaku towarowego, nawet, jeśli taki znak byłby dostępny. Do tej pory takie sytuacje były możliwe, z czego korzystały chińskie firmy rejestrujące znane znaki towarowe w chińskim urzędzie, po czym odsprzedawały je za astronomiczne kwoty prawowitym właścicielom. Nowelizacja zmienia również przepisy dotyczące okresu badania dla zgłoszeń znaków towarowych, aby proces ten był bardziej wydajny.
W czerwcu tego roku Chiny miały najwyższą na świecie liczbę zarejestrowanych znaków towarowych - 8 170 000. Poziom naruszeń tych znaków też jest, niestety, wysoki.
Trwają prace Komisji Europejskiej nad przepisami, które mają umożliwić uproszczenie rozwiązywania sporów z zakresu praw do patentów. Uproszczeniu procedury w takich sprawach ma służyć Jednolity Sąd Patentowy. Pod koniec lipca 2013 r. Komisja Europejska zaproponowała uzupełnienie ram prawnych ochrony patentowej w państwach członkowskich Unii Europejskiej. Komisja chce uaktualnić przepisy wspólnotowe mające za przedmiot właściwość sądów i uznawanie orzeczeń sądowych poszczególnych państw członkowskich. Zmiany, które postuluje Komisja, mają umożliwić przedsiębiorcom szybszą i prostszą ochronę ich patentów oraz zmniejszyć koszty takich procesów. Utworzenie nowego sądu ma również na celu przyspieszenie wydawania decyzji w sprawach naruszenia patentów. W chwili obecnej postępowania takie może obejmować nawet 28 sądów jednocześnie. Jednolity Sąd patentowy jest częścią projektu stworzenia jednolitego systemu ochrony patentowej dla wszystkich państw członkowskich Unii Europejskiej. Jednolity patent europejski to projektowany system ochrony własności przemysłowej w ramach Unii Europejskiej. Ideą stworzenia europejskiego patentu jest potrzeba wywoływania jednolitych skutków w państwach członkowskich, a w rezultacie zapewnia jednakowej ochronę przedsiębiorców we wszystkich państwach członkowskich. Właśnie ta jednolita ochrona skutkowałaby korzystnym wpływem na funkcjonowanie rynku wewnętrznego, przyczyniając się do bardziej efektywnej integracji. Ze względu na liczne niejasności i nieprzewidywalność działania nowego systemu, jednolity patent europejski ma jednak sporą liczbę przeciwników.
Z założenia, patenty mają wspierać innowacyjność i wprowadzanie nowych rozwiązań technicznych. W rzeczywistości jednak nie wszyscy wykorzystują je do tak szczytnych celów. Na rynku działają bowiem podmioty, które patentują, co się da, nawet, jeżeli później nie wprowadzają danego wynalazku w życie, ewentualnie skupują przyznane już patenty. Uzyskane prawa służą im potem jako baza do wytaczania powództw przeciwko dużym korporacjom technologicznym, które w celu uniknięcia ciągnącego się nieraz całymi latami postępowania sądowego gotowe są zapłacić duże pieniądze. Takie firmy, pobierające niesłuszne korzyści z nieużytkowanych patentów, zwane są trollami patentowymi.
Proceder ten dotyka szczególnie USA, dlatego też ostatnio prezydent Barack Obama wytoczył przeciwko trollom patentowym ciężką artylerię. Do walki z podmiotami kolekcjonującymi patenty dla nieuczciwego zysku poprzez nadużycia prawne przygotowane będą nowe przepisy prawne. Aktualnie planowanych jest siedem zmian legislacyjnych oraz pięć zmian aktów wykonawczych, które miałyby uprościć walkę o uczciwe wykorzystywanie praw patentowych. Planowane zmiany obejmują też możliwość ukarania danego podmiotu za nadużycia w postępowaniu sądowym.
Założone zmiany nie dotyczą jednak wyłącznie przepisów prawnych. Plany obejmują również zmniejszenie wpływu Międzynarodowej Komisji Handlu w rozstrzyganiu sporów na tle patentowym. Ma to zapobiec ubieganiu się przez wojujące na patenty duże firmy, takie jak Apple czy Motorola, które ciągle ubiegają się o wprowadzenie zakazu importu produktów konkurencyjnych, ze względu na rzekome naruszenia praw z patentu.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że zmiany zostaną przeprowadzone rozsądnie.
Amerykańskie wytwórnie filmowe i muzyczne mają już najwyraźniej dość uciążliwej walki z piratami internetowymi, naruszającymi prawa autorskie do filmów, książek i muzyki. Postanowiły bowiem rozpocząć walkę z nimi za pomocą ciężkiej amunicji.
Osobom, które rozpowszechniają za pomocą sieci pliki naruszające prawo autorskie, mają zamiar wysyłać wirtualne bomby. Taka bomba blokowałaby korzystanie z komputera pirata, poprzez wpuszczenie do komputera złośliwego oprogramowania. Taka osoba, przy próbie otwarcia licencjonowanego pliku, aktywowałaby malware (złośliwe oprogramowanie), powodując paraliż całego systemu operacyjnego. Pozostałaby tylko wyświetlana na monitorze informacja, pod jaki numer należy zadzwonić w celu odblokowania systemu. Miałby to być numer specjalnego oddziału policji, który w zamian za odblokowanie systemu wystawiałby mandat, po którego opłaceniu użytkownik mógłby z powrotem korzystać ze swojego komputera.
Komisja ds. Kradzieży Amerykańskiej Własności Intelektualnej, będąca autorem tego pomysłu w swoich założeniach wykracza jednak poza środki podejmowane do tej pory. I choć na takie działania amerykańskie prawo daje pozwolenie, działania te bliższe są raczej hakerom niż praworządnym instytucjom.
Komisja ma również pomysł wymuszenia na dostawcach Internetu zintegrowanie ich systemów z modułem weryfikującym, czy odtwarzana treść jest licencjonowana, czy nie. W barku opinii pozytywnej użytkownik nie mógłby po prostu odtworzyć takiej treści.
Czy rozwiązania chroniące prawo autorskie w tak szerokim zakresie wejdą w życie – jeszcze nie wiadomo.
Kwestia patentowania oprogramowania komputerowego w większości krajów na świecie jest materią problematyczną. Stanowiska poszczególnych prawodawstw w tej materii są rozbieżne co do sposobu traktowania takich rozwiązań, a tym samym odpowiedzi na pytanie, czy powinno się je objąć ochroną patentową czy im takowej odmówić. W Europie przykładowo co do zasady nie jest dopuszczalne udzielanie patentów na programy komputerowe jako takie. W praktyce, zdarza się zaliczenie w poczet wynalazków danego oprogramowania, jeżeli wyróżnia się on innowacyjnością. W Polsce programy komputerowe objęte są ochroną prawnoautorską.
Tym bardziej więc należy w tym miejscu przybliżyć postępowy pomysł zmiany prawa patentowego w Nowej Zelandii. Poprawka, nad którą pracę toczą się od 2010 r., jasno głosi, iż program komputerowy nie jest wynalazkiem. Rzeczona zmiana w prawie patentowym, nie wykluczy definitywnie możliwości patentowania oprogramowania komputerowego, jednakże, jak podnoszą prawnicy „opatentowanie oprogramowania będzie graniczyć z niemożliwością”. Korzystając z rozwiązań brytyjskich, w prawie Nowej Zelandii wprowadzony zostanie test oprogramowania, który będzie musiał być zakończony z wynikiem pozytywnym w celu opatentowania programu. Nie wiadomo jeszcze, jak taki test miałby wyglądać.
Tak radykalne kroki podjęte przez ustawodawcę nowo zelandzkiego uwzględniają podnoszone od długiego czasu głosy społeczności związanej z branżą IT. Przedsiębiorstwom zajmującym się tworzeniem programów komputerowych niezwykle trudno było wykonywać swoją pracę bez obawy, iż ich „nowe rozwiązanie” okażę się naruszać któryś z setek tysięcy patentów. W specjalnie w tym celu przeprowadzonym badaniu aż 94% ankietowanych (grupa 1000 osób), opowiedziała się za zniesienie patentu na oprogramowania.
Patrząc na przedmiotowe zmiany z drugiej strony, warto też wspomnieć, iż prawodawca nowozelandzki nie zapomniał również o ochronie praw twórców. Przedstawiciel Institute of IT Professionals, firmy reprezentującej nowozelandzkich przedsiębiorców z branży IT zauważa, że oprogramowanie nadal powinno być objęte postanowieniami prawa autorskiego w taki sam sposób, jak chronione są filmy i książki, a nie mającym poważne problemy systemem patentowym.
Głośno krytykowane prawo, jako działające na niekorzyść wynalazców, obowiązuje w Nowej Zelandii w obecnej formie od 1953 r. Najczęściej podnoszonymi argumentami o jego niedoskonałości i przestarzałości są te przemawiające za blokowaniem przez nie innowacyjności. Zmiany w systemie patentowym Nowej Zelandii mają dużą szansę na wejście w życie, tym bardziej, iż są aprobowane przez znaczną część społeczeństwa.
Więcej...
Rzecznik Praw Obywatelskich zaskarża prawo autorskie do Trybunału Konstytucyjnego
Napisał Adam BijakWokół polskich przepisów prawa autorskiego ciągle tworzą się zawirowania. Artyści i zrzeszające ich organizacje zbiorowego zarządzania zżymają się, że są zbyt łagodne, a korzystający z dzieł kultury – że zbyt słabo sprecyzowane i niejasne.
11 kwietnia 2013 r. swoje niezadowolenie z obowiązujących przepisów wyraziła również Irena Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich. Złożyła ona wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie odpowiedzialności karnej związanej z naruszeniem praw autorskich. RPO wniosła o stwierdzenie niezgodności art. 115 ust. 3 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych z art. 42 ust. 1 Konstytucji RP.
Jej zdaniem, ustawodawca regulując w tym przepisie kwestię odpowiedzialności karnej związanej z naruszeniem praw autorskich wprowadził otwarty zakres znamion czynu zabronionego, co nie pozwala precyzyjnie ustalić, jakie zachowania będą podlegać karze. We wniosku wyrażona została opinia, że naruszenie prawa autorskiego lub prawa pokrewnego musi zostać usankcjonowane inaczej, niż to zawarto w art. 115 ust. 1 i 2 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Jak wskazuje RPO, Trybunał Konstytucyjny w swoim orzecznictwie na gruncie prawa karnego tradycyjnie przyjmuje, że zakaz albo nakaz obwarowany sankcją karną powinien być sformułowany w sposób precyzyjny i ścisły. Jest to jedna z podstawowych zasad prawa karnego, której obowiązywanie w demokratycznym państwie prawnym nie budzi wątpliwości. Zasada ta ma rangę konstytucyjną i, wraz z pozostałymi podstawowymi regułami prawa karnego, służy gwarancji ochrony praw jednostek przed arbitralnością oraz nadużyciami ze strony organów władzy publicznej.
Rzecznik Praw Obywatelskich stwierdziła więc, ze naruszenie praw autorskich zagrożone sankcją karną jest ujęte w ustawie zbyt niejasno i musi zostać uszczegółowione. Pozostaje teraz czekać, jak do tej kwestii odniesie się Trybunał Konstytucyjny.
Komisja Europejska chce ułatwić rejestrację znaków towarowych
Napisał Adam Bijak27 marca 2013 r. Komisja Europejska przedstawiła propozycję inicjatyw mających na celu uproszczenie procedury rejestracji znaków towarowych. Proponowany proces zmian ma doprowadzić do tego, aby rejestrowanie znaków towarowych stało się bardziej efektywne i wiązało się dla przedsiębiorców z mniejszymi kosztami. Ułatwienie procedury ma służyć walce z przewożeniem na terenie Unii Europejskiej podrobionych towarów nierzadko oznaczanych znakami towarowymi w nieuczciwy sposób.
W kwestii opłat Komisja zaproponowała zmianę dotychczasowej zasady, iż podstawowa opłata uiszczana za zgłoszenie znaku obejmuje do trzech klas klasyfikacji nicejskiej, zawierających różnorodne towary lub usługi. Zgodnie ze zmianami, możliwe stałoby się uiszczenie opłaty tylko za jedną lub dwie klasy, jeśli zgłaszający nie widziałby sensu szerszego zakresu ochrony znaku. Można by więc było opłacić zgłoszenie znaku w wyłącznie jednej klasie. Taka zmiana ma na celu uproszczenie procesu rejestracji dla małych i średnich przedsiębiorców i minimalizację kosztów rejestracji w przypadku, kiedy przedsiębiorca nie prowadzi działań rynkowych w wielu sektorach gospodarki.
Nadrzędnym celem proponowanych przez komisję Europejską zmian jest zharmonizowanie procedury rejestracyjnej państw członkowskich, zwiększenie pewności prawa, zmiana przestarzałych przepisów i dopasowanie je do aktualnej rzeczywistości oraz ułatwienie współpracy pomiędzy krajowymi urzędami państw członkowskich a Urzędem Harmonizacji Rynku Wewnętrznego. Zmiany te pomogą również w dążeniu do usprawnienia środków służących do walki z podrabianymi towarami wwożonymi na teren państw UE oraz będą pomocne w uwzględnieniu w przepisach obszernego dotychczasowego orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości.
Wnioski ustawodawcze dotyczące zmian muszą teraz zostać przyjęte przez Parlament Europejski i Radę w procedurze współdecyzji.
Kontrowersje wokół nowelizacji ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów
Napisał Adam BijakTrwają prace nad redakcją nowelizacji ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów. Nowelizacja ta budzi jednak wiele wątpliwości, szczególnie wśród przedsiębiorców. Najwięcej kontrowersji powstaje wokół projektowanego art. 73a. Przepis ten ma umożliwiać, w toku postępowania przed Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), podanie do publicznej wiadomości informacji o działalności przedsiębiorcy i jej prawdopodobnych skutkach. Warunkiem koniecznym do ujawnienia takiej informacji w toku postępowania jest uprawdopodobnione, że działanie przedsiębiorcy narusza prawo i może spowodować straty dla konsumentów.
Jest wiele argumentów przemawiających przeciwko tej zmianie, ponieważ, chociaż przepis ten ma na celu ochronę konsumentów, nie bierze pod uwagę wystarczającej ochrony interesów przedsiębiorców. Po pierwsze, istnieje obawa, iż narusza ona konstytucyjne prawo do sądu. Niweluje bowiem możliwość bezpośredniego zbadania zasadności decyzji prezesa UOKiK przez niezależny sąd. Przepisy nowelizacji nie przewidują żadnego specjalnego trybu rozstrzygania o zasadności żądania ujawnienia informacji o danym przedsiębiorcy. W związku z tym, nie będzie prawdopodobnie istnieć postanowienie lub decyzja, która mogłaby być zaskarżona, jeżeli przedsiębiorca uznałby, że ujawnienie informacji o nim było bezprzedmiotowe.
Po drugie, nasuwa się pytanie, czy przedsiębiorca, który uzna, że podana przez Prezesa UOKiK informacja jest nieprawdziwa lub nieuzasadniona, będzie miał możliwość zanegowania takich działań w momencie, gdy odwoła się do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (SOKiK) od ostatecznej decyzji o uznaniu praktyki za naruszającą zbiorowe interesy konsumentów.
Co więcej, w przypadku, kiedy pomimo podania do publicznej wiadomości negatywnych informacji o przedsiębiorcy postępowanie zostanie umorzone, nawet po odwołaniu od decyzji prezesa UOKiK długi czas oczekiwania na orzeczenie SOKiK prawdopodobnie wpłynie niekorzystanie na renomę przedsiębiorcy. Istnieje więc obawa, że przepisy nowelizacji użyte w nieuczciwy sposób mogą być pomocne przedsiębiorcom, którzy nie będą mieli moralnych oporów w stosowaniu ich w celu pozbycia się konkurencji. Negatywne informacje ujawnione publicznie mogą bowiem źle rzutować na pozycję przedsiębiorcy na rynku, przez co mogą się od niego odsunąć nie tylko dotychczasowi klienci, ale tez kontrahenci. Ustawodawca powinien przeciwdziałać takim sytuacjom, gdyż ustawa, jak sama nazwa wskazuje, ma chronić nie tylko konsumentów i ich interesy, ale też uczciwą konkurencję, a więc dotyczy działalności przedsiębiorców na rynku, niezgodne z nią byłoby więc przedłożenie interesów jednych ponad drugich.
Projekt zmian zakłada również możliwość podania przez Prezesa UOKiK do publicznej wiadomości ostrzeżenia o stosowaniu przez konkretnego przedsiębiorcę niezgodnej z prawem praktyki, skierowanej do szerokiego kręgu konsumentów, która to praktyka może ich narażać na poważne straty finansowe. Za takie działanie można uznać przykładowo emitowanie reklamy wprowadzającej w błąd. Powstaje jednak pytanie, co stanie się w sytuacji, kiedy sąd uzna, że przedsiębiorca nie emitował jednak reklamy wprowadzającej w błąd. Nie wiadomo, czy będzie mu przysługiwać na przykład roszczenie odszkodowawcze. Definicji wymaga również pojęcie poważnych strat finansowych. Trudno bowiem byłoby sporządzić zamknięty katalog takich działań. Zdecydowanie lepszym pomysłem byłoby stworzenie ich definicji przy pomocy klauzuli generalnej, tak, jak zdefiniowane są czyny nieuczciwej konkurencji w ustawie o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. W ten sposób można by było uniknąć zbytniej kazuistyki.
Wydaje się więc, że nowelizacja ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów nie jest zbyt dopracowana i w takiej formie, jak obecnie, może wprowadzić dla przedsiębiorców więcej szkody, niż pożytku oraz stanowić dla nieuczciwych przedsiębiorców narzędzie do oczerniania konkurencji. Miejmy nadzieje, że postanowienia nowelizacji ustawy zostaną jednak kolejny raz przemyślane i przeredagowane tak, aby nie budziły aż tak wielu wątpliwości.
W Sejmie RP trwają prace nad ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Ponad 470 twórców uważa, iż obecna treść ustawy sprawi, że Polska stanie się „rajem dla portali pirackich z całego świata”, w związku z czym wystosowali oni list do premiera Donalda Tuska, w którym proszą o spotkanie w tej sprawie. Minister cyfryzacji Michał Boni we wtorek, 5 marca 2013 roku ma przedstawić projekt ustawy na posiedzeniu rządu.
Przeciwnicy krytykują propozycję zniesienia odpowiedzialności właścicieli wyszukiwarek internetowych za nielegalne udostępnianie treści. Według twórców, rozwiązanie to zostało wprowadzone po zakończeniu konsultacji społecznych i rządowych. Przeciwko są znane nazwiska, takie jak Andrzej Wajda, Juliusz Machulski, Agnieszka Holland, Jerzy Skolimowski. W opozycji stoi również Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Sporny zapis dotyczy odpowiedzialności właścicieli wyszukiwarek za udostępnianie nielegalnych danych. Precyzując, ich odpowiedzialność zostanie wyłączona, wyłącznie w sytuacji, w której dane będą przesyłane automatycznie, bez wpływu na ich treść. Resort cyfryzacji swój projekt argumentuje tym, iż takie rozwiązanie będzie stanowić kontynuację kierunku nadanego przez Unię Europejską w dyrektywie o handlu elektronicznym. Głównym celem ma być zmniejszenie panującego obecnie stanu niepewności prawnej dotyczącego zakresu odpowiedzialności właścicieli wyszukiwarek internetowych za umieszczone przez użytkowników bezprawne dane i pliki.
Przeciwnicy w liście otwartym powołują się na konieczność przestrzegania przez ministra ściśle określonych w przepisach kompetencji. Wspominają również przygotowaną przez resort cyfryzacji ustawę o otwartych zasobach, której celem udostępnienie zasobów kultury, edukacji oraz nauki wytworzonych przez publiczne środki. Twórcy popierają ideę otwierania zasobów, lecz jednocześnie zwracają uwagę na spory pomiędzy Ministerstwem Administracji i Cyfryzacji oraz Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pracownicy MAC ignorują ekspertyzy prawne oraz stanowisko MKiDN, a także wyniki konsultacji prowadzonych przez resorty cyfryzacji i kultury. W liście zwrócono uwagę, iż sprawami kultury, twórczości oraz ich rozpowszechnianiem powinien zająć się minister kultury.
W słowach skierowanych do premiera twórcy proszą o kontrolę działalności lobbystycznej w MAC, gdyż według nich, w sprawach dotyczących polskiej kultury ekspertami nie mogą być zagraniczne koncerny, które komercjalizują dorobek polskiej kultury, jednocześnie nic dla niej nie wytwarzając. Dodatkowo jak wcześniej zauważono, łamane są zasady konsultacji założeń ustaw przygotowywanych przez MAC szczególnie poprzez m.in. wprowadzanie do projektów ustaw zapisów po przeprowadzeniu konsultacji społecznych i rządowych, fałszywe przedstawianie sytuacji w innych krajach oraz fałszywe relacjonowanie wymogów i zaleceń UE.
Kilkuset twórców w liście otwartym domaga się przedstawienia przez Donalda Tuska stanowiska na temat roli środowisk twórczych w kształtowaniu państwa oraz pomysłów na rozwój przemysłów kreatywnych i ich ochronę.