Wyświetlenie artykułów z etykietą: Prawo autorskie

poniedziałek, 29 sierpień 2016 09:57

Amerykański plagiat polskiego utworu

Niestety rzadko zdarza się, żeby polskie piosenki czy teledyski do nich zyskały sławę zagranicą. Tym razem ktoś chyba obejrzał – i to niejeden raz – klip do utworu „The Fib” zespołu Rysy. Teledysk ten został w 2015 r. nagrodzony Grand Prix Festiwalu Polskich Wideoklipów „Yach Film”. Jak się okazuje, klip padł ofiarą plagiatu, a połasił się na niego amerykański raper Russ.

W nagrodzonym teledysku oryginalnie występuje młoda aktorka Zofia Wichłacz, znana widzom z „Miasta 44”, polskiego filmu wojennego w reżyserii Jana Komasy, którego premiera miała miejsce 19 września 2014 r., zaś za jego reżyserię zabrał się Filip Załuska. Klip został opublikowany w serwisie Youtube jesienią 2015 r., po czym obejrzało go blisko 500 tysięcy osób. Pokazywano go także na polskich oraz zagranicznych festiwalach, w tym w USA.

Klip do piosenki „The Fib” najwyraźniej spodobał się nie tylko jury festiwalu Yach Film, ale i amerykańskiemu raperowi występującemu pod pseudonimem Russ. Pół roku temu ukazał się w sieci jego teledysk ilustrujący utwór „Losin Control”, obejrzany obecnie 4,5 miliona razy. Edgar Esteves, reżyser klipu do niego, skopiował polską wersję niemal jeden do jednego. Identyczne są opowiedziana w nim historia pary młodych ludzi, rozpoczynająca się w nocy na opuszczonym parkingu, jak i sposób oświetlenia poszczególnych kadrów czy kąt rejestrowania obrazu z kamery. Studio Papaya Films odpowiedzialne za produkcję teledysku grupy Rysy zapowiada w związku z tym podjęcie kroków prawnych, ze względu na naruszenie praw autorskich, w tym żądanie usunięcia amerykańskiego wideo z sieci oraz odszkodowania. 

Dział: Prawo autorskie
środa, 24 sierpień 2016 09:47

Autorskie wpadki YouTube’a

Ochrona praw autorskich jest bardzo potrzebną instytucją. Pozwala bowiem autorom przeróżnych dzieł na uzyskiwanie z nich korzyści materialnych i przeciwdziałanie naruszeniom. Nie wszystko da się bowiem objąć ochroną urzędową, poprzez rejestrację znaku towarowego, patentu, czy wzoru przemysłowego. Czasem jednak taka ochrona postrzegana jest zdecydowanie zbyt szeroko.

Przykładem na zbyt szerokie pojmowanie prawa autorskiego jest wykrywanie przez antypiracki system YouTube powszechnie znanych utworów, znajdujących się od dawna w domenie publicznej. Za przykład można tu podać kolędę „Cicha noc” jako utwór chroniony według YouTube’a prawem autorskim. Odpowiada za to system Content ID, który budzi wiele kontrowersji. Problem leży w tym, że prawa autorskie do niektórych utworów, w tym do wskazanej kolędy, dawno już wygasły, a więc stanowią już one część domeny publicznej. Nie przekonuje to jednak YouTube’a, który usuwa jako naruszenie praw autorskich nawet filmiki, w których nieprofesjonalny śpiewak wykonuje dany utwór. W jakiś czas po umieszczeniu filmiku na YouTube’ie przesyłana jest do użytkownika serwisu informacja, że swoim działaniem naruszył on prawa konkretnej wytwórni (często są to BMG, Warner/Chappell oraz Universal Music Publishing Group). Tego typu informację dostaje również rzekomy właściciel praw.

W takim przypadku właściciel rzekomych praw może postąpić na trzy sposoby: nie zareagować, wnieść o usunięcie filmu lub zacząć czerpać dochód z reklam wyświetlanych podczas jego trwania reklam. Może się więc zdarzyć, że podmiot, któremu tak naprawdę nie przysługują prawa autorskie do danego utworu, zdecyduje się w nieuczciwy sposób na to ostatnie rozwiązanie i zacznie czerpać nienależne mu korzyści.

Google uchyla się od komentowania błędów systemu wykrywania naruszeń praw autorskich w podległym mu portalu YouTube. Nie wiadomo, jak wielu tego typu przypadków potrzeba, by Google przyznało się do popełnienia błędu i nadmiernego zapału w poszukiwaniu naruszeń praw autorskich.

Dział: Aktualności
środa, 27 lipiec 2016 12:21

Książkowi piraci

Wraz z rozwojem nowych technologii, większość towarów czy czynności codziennego życia zostaje zastąpionych ich elektronicznymi wersjami. Tak na przykład przytaczając podstawową czynność, jaką są zakupy, w dzisiejszych czasach  tradycyjny koszyk wypiera coraz silniej jego wirtualna wersja. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy wydaje się być przede wszystkim wygoda, którą oferują takie usługi. Zamiast dźwigać ciężkie torby po brzegi wypełnione zakupami, towary same do nas przyjdą, bez większego wysiłku z naszej strony          

Analogicznie rzecz ma się z książkami. Dawniej, aby móc zabrać ze sobą kilka książek, trzeba było nastawić się na dźwiganie ciężaru opasłych woluminów. Nic więc dziwnego, iż nowoczesne technologie zagościły na stałe także w tej dziedzinie życia. Obecnie nie ma najmniejszego problemu z wyjazdem na wakacje w góry czy nad morze, mając ze sobą nawet kilka setek książek w postaci e-booków, które możemy z łatwością zabrać bez konieczności dźwigania ciężkiego bagażu. Ta elektroniczna wersja papierowej książki może zostać umieszczona na czytniku e-ink, ale również w każdym telefonie komórkowym, dzięki czemu użytkownik w każdym czasie ma dostęp do swojej własnej mini-biblioteki. Zjawiskiem negatywnym jest, iż wraz ze wzrostem popularności e-booków rozrastać się również zaczął piracki rynek, umożliwiający pobieranie z internetu książek za darmo. Wydawnictwa książkowe, na nieszczęście użytkowników takich serwisów, nie zamierzają przyglądać się bezradnie poczynaniom „piratów”. Szacuje się, iż polski rynek wydawniczy przez naruszanie własności intelektualnej stracił już dziesiątki milionów złotych.

Znaczną barierą dostępu do oryginalnych e-booków jest jednak ich cena, najczęściej taka sama, jak cena książki papierowej. Według przeprowadzonej wśród czytelników ankiety, aż 37% respondentów stwierdza, iż chciałoby płacić za e-booki połowę ceny tradycyjnej książki. W obecnej sytuacji, za 1 e-booka płacimy w zasadzie tyle samo, co za wersję papierową, pomimo diametralnie niższych kosztów jego powstania. Sytuacja ta najprawdopodobniej w najbliższym czasie nie ulegnie zmianie. Spowodowane jest to głównie zróżnicowaniem podatku VAT, uiszczanym od tradycyjnych książek na preferencyjnych warunkach ze stawką 5%. Natomiast w przypadku wersji elektronicznej, traktowanej jako usługa, a nie towar, stawka ta wzrasta niebotycznie do 23%. Rozwiązaniem problemu naruszania praw autorskich do popularnych tytułów dostępnych online byłoby z pewnością obniżenie cen e-booków.

Dział: Aktualności
piątek, 22 kwiecień 2016 14:27

Odzyskiwanie dobrego imienia

Portal chomikuj.pl z założenia jest internetowym dyskiem, na którym użytkownicy mogą przechowywać wszelkiego rodzaju pliki, od notatek, aż po filmy. Takie działanie nie stanowi problemu, lecz w przypadku, gdy dane te zostają udostępnione publicznie – mamy do czynienia z łamaniem praw autorskich. W nomenklaturze informatycznej serwisy stworzone do przechowywania i pobierania danych nazywane są file hosting. Pomimo tego, iż bezpośrednio taki serwis nie bierze udziału w łamaniu prawa, ma on obowiązek monitorować przechowywane na nim dane i usuwać te, które naruszają przepisy. W związku z tym, portal ma permanentne kłopoty.

Właściciele naruszanych przez użytkowników serwisu praw zwracali już niejednokrotnie uwagę na to, iż działania chomikuj.pl mające na celu usuwanie plików, które łamią prawa autorskie, są niewystarczające. Tego typu portale mają bowiem zazwyczaj jedynie obowiązek reagowania na zgłoszenia o naruszeniach praw autorskich, nie muszą natomiast wyszukiwać ich same.

W 2010 r. właściciele portalu Chomikuj.pl wystąpili do wydawców książek i muzyki z propozycją współpracy. Miała ona polegać na odstąpieniu przez serwis części zysków na rzecz autorów udostępnianych m. in. plików muzycznych, filmowych czy książkowych. Wydawnictwa były początkowo przychylnie nastawione do propozycji popularnego serwisu, później jednak uznały, iż niektóre ze szczegółowych ustaleń są dla nich krzywdzące. W konsekwencji spowodowało to zaprzestanie rozmów o ewentualnej współpracy. Teraz jednak pomysł współpracy z wydawcami powrócił.

Od jakiegoś czasu na chomikuj.pl można kupić oryginalne e-booki, które wyświetlają się jako wynik wyszukiwania konkretnego pliku. Nie wszyscy są jednak zadowoleni z takiego rozwiązania. Odzywają się głosy, że portal już zawsze będzie się kojarzył z pirackimi treściami. Wydaje się jednak, że takie działanie może mieć duże znaczenie uświadamiające. Z badań portalu Legalna Kultura wynika bowiem, że około połowa internautów nie potrafi rozróżnić źródeł, z których korzysta, pod względem ich legalności.

Dział: Prawo autorskie
środa, 13 kwiecień 2016 14:26

Schody do sądu

Działania, polegające na naruszeniu cudzych praw autorskich noszą nazwę plagiatu. Pojęcie to zostało wykształcone przez język prawniczy i w polskim prawie nie jest zdefiniowane w żadnej z ustaw. Przyjmuje się jednak, że plagiatem jest przywłaszczenie sobie cudzych praw autorskich do utworu lub jego części. Takie działania stanowią naruszenie praw autorskich, które można ścigać zgodnie z przepisami prawa. W myśl ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, za naruszenie praw autorskich ich właściciel może żądać od naruszyciela między innymi zaniechania naruszeń, usunięcia skutków naruszenia czy naprawienia wyrządzonej szkody. W innych systemach prawnych mogą występować nieco inne roszczenia, jednakich generalny charakter jest podobny.

Według polskiej ustawy o prawie autorskim przedmiotem ochrony jest utwór - każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. O naruszenie utworu w rozumieniu prawa autorskiego zostali oskarżeni członkowie legendarnego zespołu Led Zeppelin, twórcy hitu „Stairway to Heaven”. To właśnie tej piosenki dotyczy toczący się obecnie przed sądem spór.

W maju 2016 r. rozpocznie się proces, którego przedmiotem jest rzekome zbytnie podobieństwo „Stairway to Heaven” do piosenki „Taurus” zespołu Spirit. W zakończonym już postępowaniu zabezpieczającym amerykański sąd uznał, że istnieje ryzyko, że najsłynniejsza piosenka Led Zeppelin może być plagiatem. Przed sądem odpowiadać będzie jednak tylko część muzyków z zespołu, Robert Plant i Jimmy Page. Prowadzący sprawę sędzia uznał, że zarzutom pozwu nie podlegają John Paul Jones i wytwórnia Warner Music Group. Dalej sprawę ewentualnego plagiatu oceniać będą przysięgli.

Dział: Prawo autorskie
piątek, 08 kwiecień 2016 07:52

Pachnący utwór

Przedmiotem prawa autorskiego, a więc utworem, może być każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Ustawa wymienia, co może być utworem, jednak nie jest to katalog zamknięty. W praktyce spotykamy się z wieloma kontrowersyjnymi rozwiązaniami i rozstrzygnięciami sądów dotyczących tego co może być chronione prawem autorskim. Przykładowo, utworem może być rozkład jazdy, kompozycja kwiatów, podręczny licznik kalorii czy siatka haseł w słowniku.

Co prawda ochrona prawnoautorska ciągle dynamicznie się rozwija i rozciągana jest na coraz to nowsze przejawy działalności twórczej. Sądy dopatrują się przejawu działalności twórczej o indywidualnych charakterze w coraz to ciekawszych dziełach. Jednak czy taka interpretacja przepisów w niektórych przypadkach nie jest zbyt daleko idąca? W czerwcu 2006 roku holenderski Sąd Najwyższy (hol. Hoge Raad) w precedensowym orzeczeniu w sprawie Lâncome przeciwko Kekofa przyznał ochronę prawnoautorską perfumom. Było to tym bardziej zaskakujące rozstrzygnięcie, z tego względu, że kilka dni wcześniej Francuski Sąd Kasacyjny (fr. Cour de Cassation) stanowczo odrzucił taką możliwość.

Holenderski Sąd Najwyższy stwierdził, że utworem w rozumieniu prawa autorskiego jest sam zapach, a nie substancja wonna. Natomiast subiektywne możliwości poznawcze oraz ograniczenia zmysłu powonienia przeciętnego odbiorcy, zgodne ze stanowiskiem sądu, nie mają znaczenia dla przyznania ochrony perfumom Bez znaczenia pozostaje także fakt, że ze względu na specyficzny charakter perfum niektóre postanowienia prawa autorskiego będą w tym przypadku stosowane w nieco odmienny sposób.

Takie rozstrzygnięcie daje nowy instrument do walki z kopiowaniem zapachu perfum w Holandii. Co więcej ochrona prawna przyznana perfumom jest dość szeroka, gdyż obejmuje ona także perfumy o takim samym lub podobnym zapachu otrzymane przy użyciu innych składników. Zatem naruszeniem praw do perfum jako utworu będzie nawet zapach, do stworzenia którego zastosowano inne składniki (będzie miał inny skład), jeżeli zapachy będą takie same lub bardzo podobne.

Dział: Prawo autorskie